Bardzo chciała poddać się swojej drugiej naturze. Ciągle rozważała za i przeciw. Ta rozważna miała mocne argumenty, a zwariowana silną kontrę. Melancholik w niej ciągle przeprowadzał analizę.
– Brak dostatecznej ilości danych do podjęcia decyzji – brzmiał jego werdykt.
Analiza rozpoczynała się od początku. Trwało to już lata. Wariatka w niej stawała się silniejsza. Duchowość rozważniej wzrastała z każdym dniem. Analiza była co raz dłuższa i dogłębniejsza, ale trwała nadal. Ona zaczęła jednak powoli wychodzić ze swojej skorupy. Wiedziała już co lubi, a czego nie. Potrafiła już walczyć i miała spore sukcesy. Przestała się bać byłego partnera. Miała dobry kontakt z synami, ale ciągle analizowała każdy swój krok. Często przypominało to obsesję. Jej mózg nie odpoczywał, jej ciało tylko sypiało. Przestała chodzić na urlop, bo nie potrafiła już przestać analizować. Męczył ją spokój, brak pracy. Choleryk w niej już nie mógł znieść tego stanu.
– Jak można nie móc podjąć decyzji? – krzyczał w niej. – Mówisz TAK albo NIE. Zaryzykuj!
Na to jej flegmatyk mówił:
– Ryzykować? Łatwiej jest zostawić to tak jak jest. Po co szaleć, kiedy bezpiecznie jest ze starymi znajomymi.
Melancholik znów zaczynał analizę. Choleryk wiedział, melancholik sprawdzał, szukał perfekcji, flegmatyk uciekał w swój świat byle miał spokój. Wewnętrzna walka trwała nadal. A ona…? Uciekała w muzykę. Pisała wiersze, opowiadania. Często patrzyła w gwiazdy niewidzącymi oczami. Chodziła na nocne spacery po mieście. Wtedy czuła się sobą. Była ona i cisza nocy. Tylko nocą mogła być inna. Bezmyślnie oglądała witryny sklepów. Obserwowała światła w oknach. Blask ulicznych lamp ją uspokajał. Kochała chłód nocy i jej zadumę. Tylko wtedy czuła się wolna od swojej obsesji. Wracała do domu szczęśliwa. A tam czekała na nią samotność. Witała ją radośnie od progu.
– Tak za tobą tęskniłam” – mówiła do niej cichutko. – Jak mogłaś mnie zostawić tu samą?
Wtedy choleryk krzyczał:
– Nienawidzę jej!
Melancholik szukał już wyjścia, a flegmatyk chciał uciekać. Tylko maleńki sangwinik w niej śmiał się i nic sobie z tego nie robił, ale był za słaby, by przebić się przez mur stworzony przez tamtych. Czasem, co dziwne, choleryk brał sangwinika na ręce i mówił:
– Masz rację mały, ty jeden masz rację. Trzeba kiedyś tym rzucić!
A ona ciągle zadawała sobie pytanie:
– Kiedy to przełamię i nauczę się bawić?
Polecam również:

„Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.„