Czasami bywają takie dni, że czujemy się źle. Nic nas jednak nie boli, nic nas nie smuci, nic nie stało się w naszym życiu tak poważnego, co wywoływałoby w nas żal lub stan depresyjny, a jednak coś jest z nami nie tak. Czujemy się jacyś jakby bez energii, jacyś nieobecni, bezmyślnie patrzymy w jeden punkt lub oglądamy coś bezsensownego w TV. Zdarza się, że łzy same płyną z oczu, choć nie ma ku temu powodu. Co nam więc jest? Ja nie wiem, ale dziś dopadł mnie taki dzień. Próbuję pisać ten tekst, ale trudno mi się skupić i najlepiej rozpłakałabym się w głos. Łzy są takie oczyszczające. Nie tylko fizycznie myją nasze oczy, ale oczyszczają szyby w naszym oknie na świat. Mam wrażenie, że teraz coś zasłania mi możliwość realnego patrzenia. Widzę świat, jakby był gdzieś daleko, za mgłą. Najwyraźniej potrzebuję łez. Myślę też, że potrzeba płaczu ujawnia jakieś skrywane emocje, które chcą się wydostać na zewnątrz nas. Uwolnić się z podświadomości. Tylko co to za emocje? Myślę, że łzy i poczucie braku energii oznacza jakiś koniec… może chodzi o nadchodzący koniec lata, które w tym roku w UK było krótkie i niezbyt słoneczne. Może to poczucie schyłku jakiejś części życia np. związanej z kobiecością i menopauzą. Tak czy siak, nie jest mi dziś z tym stanem za wygodnie.
Postanowiłam więc poszukać moich, według mnie najlepszych, zdjęć, popatrzeć na siebie i na powrót przypomnieć sobie, jaka jestem wartościowa. Może nie mam już 30 lat i 55 kg wagi ciała. Mam siwe włosy i zmarszczki na twarzy no i cellulit tu i tam, ale wewnątrz nadal jestem ta samą Elką tylko z większym doświadczeniem życiowym.




Polecam również:

„Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, pamiętaj jaki spokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi…”